Przechodząc do chaptera, to zawiera on w sobie większą część z tekstu, który przeznaczyłam na konkurs, końcówka się jedynie różni...
Narzekali niektórzy z Was, że krótkie. Cóż.. wyszło jak wyszło, na siłę wydłużać już nie będę. :<
Od komentarza się wstrzymam, to zostawiam Wam. :D
Na ustawienie nie patrzcie. xD
No, to enjoy. :3
P.S. Brak nazwisk Brazylijczyków spowodowany jest moim wcześniejszym brakiem wiedzy (konkurs był jeszcze przed rozpoczęciem LŚ). what a shame ._.
__________
Trzynaście do trzynastu. Tylko dwa punkty
dzieliły nas od wygranej z Brazylią. Zagrywka była akurat po ich stronie.
Wszyscy się obawialiśmy, jednak zdawaliśmy sobie sprawę z tego, na co nas stać.
W tym wszystkim wspierali nas wierni i najlepsi kibice na świecie, którzy mieli
możliwość zebrania się w Spodku. Gdy jednak ktoś nie mógł dotrzeć do Spodka
przeżywał wszystko przed ekranem telewizora.
W takiej chwili jak teraz jedynie słyszało
się swoich kolegów z drużyny, a wszystko dookoła było tylko jakimś
niezidentyfikowanym szumem.
Stojąc pochylony i patrząc na przeciwnika,
który za chwilę będzie zagrywał serce waliło mi jak dzwon. Byłem nie tyle, że
zdenerwowany, co też podekscytowany, przez co niemal się trząsłem. Koniec był
taki bliski. Wiedziałem, że nie tylko ja to czuję. Odczuwał to cały zespół.
Cała drużyna stojąc na boisku w chwilach jak ta, odczuwała to samo. Podczas gry
stawaliśmy się jednością. Słyszałem jak każdy ciężko dyszy, wszyscy byliśmy
zmęczeni, lecz nie zamierzaliśmy się poddać. Aż do końca.
Ziomek pochylony trzymał dwie ręce z tyłu,
by pokazać nam, do kogo rozegra piłkę. Nie musiał on nawet na nas się oglądać,
byśmy sobie potwierdzili, że wiemy, co robić. Rozumieliśmy się doskonale i
wiedzieliśmy dokładnie, co mamy robić.
Gwizdek, ruchy sędziego i już piłka została
podrzucona przez przeciwnika, by posłać ją w naszą stronę z prędkością stu
kilometrów na godzinę. Jak pomyślałem tak się stało. No, może piłka przeleciała
nad siatką sto dziewiętnaście na godzinę, lecz nie ma to większego znaczenia.
Po przyjęciu piłki przez Igłę odrzuciło go do tyłu, jednakże po chwili już się
podnosił. Przyjęcie wykonał niemalże idealnie, mimo tej trudnej zagrywki. Piłka
poleciała w miejsce, gdzie rozgrywający będzie miał dobrą pozycję do podbicia
piłki w dowolne miejsce. Wszyscy, którzy mają możliwość zaatakowania,
ruszyliśmy do podejścia do ataku, by jak najbardziej się da, zmylić Brazylię i
jej blok. Łukasz miękko przerzucił piłkę na lewe skrzydło. Tam w powietrzu
Bartek już celował w piłkę. Brazyliczycy nie dali się zmylić i udało im się
ustawić wysoki, szczelny blok. Zwalniając po podejściu do ataku patrzyłem na
akcję w wykonaniu Kurka. Bierze zamach bardzo wysoko łapiąc piłkę. Uderza w nią
z dużą prędkością. Na przeszkodzie stoi tylko wysoki blok przeciwników. Piłka
leci prosto w ich ręce. Wyglądało jakby miała się zderzyć z nimi jak z murem i
upaść pod nogi stojących w pobliżu asekurujących po naszej stronie. Zderza się.
Moje serce zamarło przez chwilę, a przynajmniej tak mi się zdawało. Jednak leci
nie w pomarańczowe, a w niebieskie! Bartek mocno wybił przez dłonie
blokujących. O tak, on tak potrafi. Dookoła można było usłyszeć wrzawę radości
w wykonaniu kibicujących. Wszyscy zrozentuzjozmowani zebraliśmy się po środku
boiska i ścisnęliśmy wymieniając słowami, byśmy zachowali spokój w następnej
akcji.
Nasz serwis. Zagrywam ja. Z uczuciem,
jakbym miał lód w żołądku złapałem rzuconą ku mnie piłkę i skierowałem się w
miejsce, z którego swobodnie będę mógł zaserwować. Usłyszawszy gwizdek
podrzuciłem piłkę i uderzyłem w nią. Potem wszystko działo się strasznie
szybko. Ledwo zdążyłem dojść na swoją pozycję, a przeciwnicy zaliczyli punktowy
atak przez przesuniętą krótką. Znów był remis. I kolejne gwizdy ze strony
kibiców do Brazylijczyków. My z kolei znowu zebraliśmy się po środku boiska,
jak już to po każdej akcji robiliśmy i nie wiedząc co powiedzieć, rzuciliśmy
tylko coś w stylu "Jedziemy dalej, chłopaki, nie poddajemy się".
Zagrywka przeciwników. Poczułem gulę w gardle i z
trudnością mogłem przełknąć ślinę. Gwizdek i już padł ostrzał w naszą stronę.
Przyjęcie znowu padło na Ignaczaka. Tyle, że teraz nie do końca sobie poradził
przez rotacyjny lot piłki. Piłka przechodząca. Niewykorzystanie tego przez
Brazylię byłoby czymś karygodnym. Ja i Michał rzuciliśmy się na podbicie piłki
uderzonej przez środkowego reprezentacji Brazylii. Niestety ta jedynie
przygniotła nasze palce dotykając również podłoża. Uderzyłem pięścią o podłogę
i spojrzałem na Kubiaka. Nie mogłem mieć mu za złe, iż nie udało mu się tego
wybronić, tak samo zresztą jak mnie. Posłałem mu lekki uśmiech bezsilności i
podniosłem się do pionu będąc poklepywany przez kolegów, dający mi do
zrozumienia, że nie wszystko stracone.
Serwis nadal po stronie przeciwnika. Gwizdek, już
chyba trylionowy w tym spotkaniu, rozbrzmiał w moich uszach, na co rozpoczęła
się kolejna akcja. Przyjęcie Kubiaka. Znakomite. „Raz” – odliczali kibice.
„Dwa” – Ziomek kiwa, lecz piłka zostaje podbita przez przeciwników. Kibice
momentalnie zaczęli wygwizdywać Brazylijczyków, by ich speszyć. Lecz ci się nie
dali i przeprowadzili kontrę. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy skrzydłowy u
nich wykonywał atak.
-
Kurwa,
no – mruknąłem do siebie.
Za chwilę mogliśmy przegrać. Nie mogliśmy tak łatwo
dać za wygraną. Ustawiliśmy wysoki pasywny blok, dzięki czemu mieliśmy
możliwość zaatakowania drugi raz. Igła podbija. Łukasz wystawia do mnie. Obijam
piłkę. Przeciwnik nie daje się przechytrzyć. Wybraniają. Raptem rozgrywający
Brazylii kiwa na naszą stronę, jak to uprzednio zrobił Łukasz. Z przerażeniem
patrzyłem jak piłka opada w sam środek naszego pola. Jednak ni stąd, ni zowąd
zjawia się Kubiak ze swoją ręką i w ostatniej chwili ratuje sytuację. To był
jego mecz, zdecydowanie.
Zadrżałem, gdy piłka znowu stała się
przechodzącą. Oczywiście środkowy Brazylii chciał to wykorzystać, jednak na
drodze stanął mu nasz rozgrywający ustawiając blok i piłka była zdatna do
rozegrania. Ludzie dookoła zagorzale nam kibicowali. „Raz” – Ignaczak. „Dwa” –
Żygadło. „Trzy” – Kubiak. Pipe’m.
Piłka przeszła koło bloku. Zamarłem patrząc na lot
piłki. I!... Linia! Cały Spodek wybuchł gromką radością. Dopiero po ujrzeniu
reakcji sędziego liniowego odwróciłem się do przyjaciół z wielkim bananem na
twarzy. Ale momentalnie uśmiech zszedł mi z niej. Wszyscy pochylali się nad
czymś. A raczej nad kimś...
Bardzo intrygujące i ciekawe. Doskonale opisujesz uczucia, które towarzyszą Zbyszkowi, świetnie oddajesz atmosferę meczu z perspektywy zawodnika. Potrafisz także zainteresować końcówką tak, by z chęcią śledzić dalsze rozdziały.
OdpowiedzUsuńNa pewno tu wrócę. :)
nie no ale nad kim. Kurcze . Poproszę o kolejny rodział! Genialne :) Naprawdę. Wciagnęło mnie.
OdpowiedzUsuńhttp://inspirato.blog.onet.pl/
Jezu, jak mogłaś przerwać w takim momencie? teraz znowu będę musiała czekać rok, aż opublikujesz kolejny rozdział lol ._. a wczytałam się, tak pięknie opisałaś wszystkie jego uczucia podczas tego meczu... ahhhhh! *-* naprawdę świetnie zaczyna się to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńZbyszek zbyt dużo czasu ma na rozmyślanie na boisku. Czyżby jego sen miał się spełnić i coś stało się Kubiakowi?? Zaintrygowałaś czytelniów koncówką!
OdpowiedzUsuńdawaj więcej! dawaj więcej! :D
OdpowiedzUsuńOMG! Zbychiał. Czy ja śnię czy widzę dobrze? Dopiero tu trafiłam i proszę bardzo, świetne opowiadanie, tylko strasznie krótkie rozdziały! Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńWitaj! Zostałaś nominowana na moim blogu do LIEBSTER AWARD. Przejdź do mojego bloga i dowiedz się o tym więcej. Gratuluję ♥
OdpowiedzUsuńO co właściwie chodzi? Poza tym, nie mogę znaleźć Twojego bloga.
Usuń