środa, 9 stycznia 2013

Chapter 2

Witam Was w roku 2013! Sprawiliście mi bardzo miły prezent na święta przez te 850 wyświetleń i zainteresowanie moim blogiem! Dziękuję bardzo. :D
Przechodząc do chaptera, to zawiera on w sobie większą część z tekstu, który przeznaczyłam na konkurs, końcówka się jedynie różni...
Narzekali niektórzy z Was, że krótkie. Cóż.. wyszło jak wyszło, na siłę wydłużać już nie będę. :<
Od komentarza się wstrzymam, to zostawiam Wam. :D
Na ustawienie nie patrzcie. xD
No, to enjoy. :3

P.S. Brak nazwisk Brazylijczyków spowodowany jest moim wcześniejszym brakiem wiedzy (konkurs był jeszcze przed rozpoczęciem LŚ). what a shame ._.

__________


Trzynaście do trzynastu. Tylko dwa punkty dzieliły nas od wygranej z Brazylią. Zagrywka była akurat po ich stronie. Wszyscy się obawialiśmy, jednak zdawaliśmy sobie sprawę z tego, na co nas stać. W tym wszystkim wspierali nas wierni i najlepsi kibice na świecie, którzy mieli możliwość zebrania się w Spodku. Gdy jednak ktoś nie mógł dotrzeć do Spodka przeżywał wszystko przed ekranem telewizora.
W takiej chwili jak teraz jedynie słyszało się swoich kolegów z drużyny, a wszystko dookoła było tylko jakimś niezidentyfikowanym szumem.
Stojąc pochylony i patrząc na przeciwnika, który za chwilę będzie zagrywał serce waliło mi jak dzwon. Byłem nie tyle, że zdenerwowany, co też podekscytowany, przez co niemal się trząsłem. Koniec był taki bliski. Wiedziałem, że nie tylko ja to czuję. Odczuwał to cały zespół. Cała drużyna stojąc na boisku w chwilach jak ta, odczuwała to samo. Podczas gry stawaliśmy się jednością. Słyszałem jak każdy ciężko dyszy, wszyscy byliśmy zmęczeni, lecz nie zamierzaliśmy się poddać. Aż do końca.
Ziomek pochylony trzymał dwie ręce z tyłu, by pokazać nam, do kogo rozegra piłkę. Nie musiał on nawet na nas się oglądać, byśmy sobie potwierdzili, że wiemy, co robić. Rozumieliśmy się doskonale i wiedzieliśmy dokładnie, co mamy robić.
Gwizdek, ruchy sędziego i już piłka została podrzucona przez przeciwnika, by posłać ją w naszą stronę z prędkością stu kilometrów na godzinę. Jak pomyślałem tak się stało. No, może piłka przeleciała nad siatką sto dziewiętnaście na godzinę, lecz nie ma to większego znaczenia. Po przyjęciu piłki przez Igłę odrzuciło go do tyłu, jednakże po chwili już się podnosił. Przyjęcie wykonał niemalże idealnie, mimo tej trudnej zagrywki. Piłka poleciała w miejsce, gdzie rozgrywający będzie miał dobrą pozycję do podbicia piłki w dowolne miejsce. Wszyscy, którzy mają możliwość zaatakowania, ruszyliśmy do podejścia do ataku, by jak najbardziej się da, zmylić Brazylię i jej blok. Łukasz miękko przerzucił piłkę na lewe skrzydło. Tam w powietrzu Bartek już celował w piłkę. Brazyliczycy nie dali się zmylić i udało im się ustawić wysoki, szczelny blok. Zwalniając po podejściu do ataku patrzyłem na akcję w wykonaniu Kurka. Bierze zamach bardzo wysoko łapiąc piłkę. Uderza w nią z dużą prędkością. Na przeszkodzie stoi tylko wysoki blok przeciwników. Piłka leci prosto w ich ręce. Wyglądało jakby miała się zderzyć z nimi jak z murem i upaść pod nogi stojących w pobliżu asekurujących po naszej stronie. Zderza się. Moje serce zamarło przez chwilę, a przynajmniej tak mi się zdawało. Jednak leci nie w pomarańczowe, a w niebieskie! Bartek mocno wybił przez dłonie blokujących. O tak, on tak potrafi. Dookoła można było usłyszeć wrzawę radości w wykonaniu kibicujących. Wszyscy zrozentuzjozmowani zebraliśmy się po środku boiska i ścisnęliśmy wymieniając słowami, byśmy zachowali spokój w następnej akcji.
Nasz serwis. Zagrywam ja. Z uczuciem, jakbym miał lód w żołądku złapałem rzuconą ku mnie piłkę i skierowałem się w miejsce, z którego swobodnie będę mógł zaserwować. Usłyszawszy gwizdek podrzuciłem piłkę i uderzyłem w nią. Potem wszystko działo się strasznie szybko. Ledwo zdążyłem dojść na swoją pozycję, a przeciwnicy zaliczyli punktowy atak przez przesuniętą krótką. Znów był remis. I kolejne gwizdy ze strony kibiców do Brazylijczyków. My z kolei znowu zebraliśmy się po środku boiska, jak już to po każdej akcji robiliśmy i nie wiedząc co powiedzieć, rzuciliśmy tylko coś w stylu "Jedziemy dalej, chłopaki, nie poddajemy się".
Zagrywka przeciwników. Poczułem gulę w gardle i z trudnością mogłem przełknąć ślinę. Gwizdek i już padł ostrzał w naszą stronę. Przyjęcie znowu padło na Ignaczaka. Tyle, że teraz nie do końca sobie poradził przez rotacyjny lot piłki. Piłka przechodząca. Niewykorzystanie tego przez Brazylię byłoby czymś karygodnym. Ja i Michał rzuciliśmy się na podbicie piłki uderzonej przez środkowego reprezentacji Brazylii. Niestety ta jedynie przygniotła nasze palce dotykając również podłoża. Uderzyłem pięścią o podłogę i spojrzałem na Kubiaka. Nie mogłem mieć mu za złe, iż nie udało mu się tego wybronić, tak samo zresztą jak mnie. Posłałem mu lekki uśmiech bezsilności i podniosłem się do pionu będąc poklepywany przez kolegów, dający mi do zrozumienia, że nie wszystko stracone.
Serwis nadal po stronie przeciwnika. Gwizdek, już chyba trylionowy w tym spotkaniu, rozbrzmiał w moich uszach, na co rozpoczęła się kolejna akcja. Przyjęcie Kubiaka. Znakomite. „Raz” – odliczali kibice. „Dwa” – Ziomek kiwa, lecz piłka zostaje podbita przez przeciwników. Kibice momentalnie zaczęli wygwizdywać Brazylijczyków, by ich speszyć. Lecz ci się nie dali i przeprowadzili kontrę. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy skrzydłowy u nich wykonywał atak.
-         Kurwa, no – mruknąłem do siebie.
Za chwilę mogliśmy przegrać. Nie mogliśmy tak łatwo dać za wygraną. Ustawiliśmy wysoki pasywny blok, dzięki czemu mieliśmy możliwość zaatakowania drugi raz. Igła podbija. Łukasz wystawia do mnie. Obijam piłkę. Przeciwnik nie daje się przechytrzyć. Wybraniają. Raptem rozgrywający Brazylii kiwa na naszą stronę, jak to uprzednio zrobił Łukasz. Z przerażeniem patrzyłem jak piłka opada w sam środek naszego pola. Jednak ni stąd, ni zowąd zjawia się Kubiak ze swoją ręką i w ostatniej chwili ratuje sytuację. To był jego mecz, zdecydowanie.
Zadrżałem, gdy piłka znowu stała się przechodzącą. Oczywiście środkowy Brazylii chciał to wykorzystać, jednak na drodze stanął mu nasz rozgrywający ustawiając blok i piłka była zdatna do rozegrania. Ludzie dookoła zagorzale nam kibicowali. „Raz” – Ignaczak. „Dwa” – Żygadło. „Trzy” – Kubiak. Pipe’m.
Piłka przeszła koło bloku. Zamarłem patrząc na lot piłki. I!... Linia! Cały Spodek wybuchł gromką radością. Dopiero po ujrzeniu reakcji sędziego liniowego odwróciłem się do przyjaciół z wielkim bananem na twarzy. Ale momentalnie uśmiech zszedł mi z niej. Wszyscy pochylali się nad czymś. A raczej nad kimś...

8 komentarzy:

  1. Bardzo intrygujące i ciekawe. Doskonale opisujesz uczucia, które towarzyszą Zbyszkowi, świetnie oddajesz atmosferę meczu z perspektywy zawodnika. Potrafisz także zainteresować końcówką tak, by z chęcią śledzić dalsze rozdziały.
    Na pewno tu wrócę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie no ale nad kim. Kurcze . Poproszę o kolejny rodział! Genialne :) Naprawdę. Wciagnęło mnie.

    http://inspirato.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, jak mogłaś przerwać w takim momencie? teraz znowu będę musiała czekać rok, aż opublikujesz kolejny rozdział lol ._. a wczytałam się, tak pięknie opisałaś wszystkie jego uczucia podczas tego meczu... ahhhhh! *-* naprawdę świetnie zaczyna się to opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zbyszek zbyt dużo czasu ma na rozmyślanie na boisku. Czyżby jego sen miał się spełnić i coś stało się Kubiakowi?? Zaintrygowałaś czytelniów koncówką!

    OdpowiedzUsuń
  5. dawaj więcej! dawaj więcej! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! Zbychiał. Czy ja śnię czy widzę dobrze? Dopiero tu trafiłam i proszę bardzo, świetne opowiadanie, tylko strasznie krótkie rozdziały! Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj! Zostałaś nominowana na moim blogu do LIEBSTER AWARD. Przejdź do mojego bloga i dowiedz się o tym więcej. Gratuluję ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O co właściwie chodzi? Poza tym, nie mogę znaleźć Twojego bloga.

      Usuń