poniedziałek, 3 listopada 2014

Chapter 15

Jest! Nadszedł i czas na numer piętnasty. Mam nadzieję, że jeszcze jest tam ktoś, kto, mimo tych długich przerw, z chęcią to przeczyta i skomentuje. :) Mam nadzieję, że umilę Wam ten poniedziałkowy wieczór. Zapraszam:
__________

          Brak świadomości, gdy się utraciło przytomność powoduje wrażenie, jakby część życia mi uleciała. Organizm sam odbiera te parę minut, godzin, a nawet i więcej czasu. Nic nie mogę na to poradzić, a mój czas, przeznaczony na poszczególne rzeczy, jest stracony. Kiedy jednak ten czas odbierany jest nie samemu poszkodowanemu, a jego bliskim, jest to już okrutne. Niepewność, czy jeszcze się kiedyś obudzi. Nadzieja, która spędza sen z powiek. Prawda, która może zaboleć bardziej niż mogłoby się nam wydawać.
          Aż za dużo myśli kotłowało się w mojej głowie, gdy straciłem przytomność. Myśli, o których i tak nie będę pamiętał, kiedy się ocknę, więc dlaczego w ogóle się pojawiły...
          Raptownie się przebudziłem. Jeszcze kilka sekund mój umysł był zupełnie otępiały, aczkolwiek chwilę później już bardzo dobrze odbierałem to, co się działo wokół. Leżałem na łóżku, a koło mnie, na krześle, siedział, nie kto inny, jak Igła. Chwila, chwila, przed utratą przytomności nie stałem w pobliżu łóżka...
          - Czy ty mnie położyłeś na łóżku? - zwróciłem się do Ignaczaka po powolnym podniesieniu się na łokcie.
          - Tak - odpowiedział i ukazał swoje zębiska.
          - A ty co się tak szczerzysz?
          - Cóż, powinieneś mi pogratulować. Sam wtachałem cię na to łóżko. Takiego wieloryba niosłem dwa metry!
          - "Niosłem"? - Zmarszczyłem brwi.
          - Noo doobra, przeciągnąłem... - Po tych słowach upewniłem się tylko, czy wszystko u mnie było na swoim miejscu.
          - O dziwo, żadna z moich nóg nie sterczy w inną stronę niż powinna - westchnąłem.
          - Ej, bez przesady! Teraz szybko, jesteśmy spóźnieni na zebranie, pomyśl nad jakąś dobrą wymówką.
          - Dlaczego ja? - obruszyłem się.
          - Bo to przez ciebie się spóźniamy, spać ci się w środku dnia zachciało. - Zaczepnie wbił mi palec w pierś, po czym podał rękę, chcąc pomóc mi się podnieść.
          Przyjąłem jego pomoc. Dopadły mnie jeszcze zawroty głowy, aczkolwiek nie runąłem drugi raz i szybko udaliśmy się na spotkanie. Ciekawe, czy Andrea się wścieknie... Co by im tu wmówić...

          Po omówieniu taktyki na Bułgarów, mieliśmy siłownię. Co do wymówki na temat spóźnienia mojego i Krzyśka, to nic nie zdołałem wymyślić. Za to nasz niezawodny dinozaur Krzyś znalazł przekonujące wytłumaczenie. Co prawda winę zwalił na mnie, że zaspałem i nie mógł mnie dobudzić. Dodał, że musiałem mieć bardzo fajny sen, skoro nie chciałem wstawać. Jak tu go nie kochać...
          Wszyscy wstali z miejsc i zaczęli się rozchodzić do pokoi, by przygotować się na siłkę. Ja jeszcze chwilę posiedziałem, dopóki Rucy nie zmusił mnie do podniesienia tyłka:
          - Chodź, Zbychu, ty masz klucz. - Dosyć przekonujący argument, nie biorąc pod uwagę tego, że najzwyczajniej mógł o niego poprosić.
          Razem ruszyliśmy do pokoju się ogarnąć i na siłownię. Tego chyba potrzebowałem - wysiłku siłowego, który zajmie mój umysł tym, ile jeszcze muszę powtórzeń zrobić, zamiast tego, gdzie się teraz podziewa Kubiak. Nie mogłem się rozpraszać. Tak samo na meczach, choć podczas nich jest to praktycznie niemożliwe. Za każdym razem niemal widzę ten cień poruszający się jak Michał. Ukazuje mi, jak to on by odebrał piłkę, jak to on by zaatakował lub gdzie by pobiegł do obrony. Jak, mimo jego nie dość zachwycającego wzrostu, blokuje gości dwadzieścia czy trzydzieści centymetrów od niego wyższych. Próbuję obronić te ruchy. Zachować je. Zachować je na zawsze na boisku. One mi czasem pomagają. Mam wrażenie, że pomagają także całej drużynie. Dają nam siłę i zapał do walki. Nikt nie wie, jak to się dzieje, ale nikt też nie narzeka!

          Następnego dnia nadszedł półfinał. Mecz z Bułgarią. Przez całą rozgrzewkę miałem ochotę coś mówić do Kubiego, nawet jakby miałby mnie nie słyszeć, ale nie miałem pojęcia, co chcę mu przekazać. Zanim się obejrzałem, już grali hymny, no a później się zaczęło...
          Zagrywka.
          Atakuję.
          Nie zdołałem obronić. Gdyby Misiek był w takiej sytuacji, na pewno by się na siebie wkurzył.
          Co to za gwizdy?
          Teraz obroniłem!
          Mamy seta.
          Pojebało ich z tymi gwizdami i trąbkami.
          Jaka seria, jaka seria, Bułgarzy, stop!
          Set.
          Gwizdy.
          Atak.
          Gwizdy, gwizdy, trąbki.
          Mamy mecz i wygrywamy półfinał!
          Ogarnęła nas fala ogromnego szczęścia. Mamy już przynajmniej srebro! Aczkolwiek nikt się nie spodziewał, że zaraz zostaniemy obrzuceni różnymi przedmiotami przez "kibiców" bułgarskich. Szybko uciekliśmy na korytarz, nie szczędząc przy tym wyklinania tych kiboli. Ale, ale... Nie ma co się nimi przejmować, skoro mamy nasze marzenia na wyciągnięcie ręki. Tak bardzo potrzebowałem się teraz tym podzielić z kimś. Oddaliłem się trochę od chłopaków i zacząłem się rozciągać. Moim celem naprawdę było co innego.
          - Michał?... - zacząłem drżącym głosem. - Jeśli nie widziałeś, to wygraliśmy półfinał. W niedzielę gramy o złoto! Dla ciebie, Misiu, cała drużyna gra dla ciebie, nawet jeśli nie mówią tego głośno. Nie wiem, co się dzieje z tobą, ale mam nadzieję, że wszystko okej. Nawet jeśli musiałeś odejść, to chociaż mogłeś mnie uprzedzić, przecież wiesz, że ja zawsze cię wysłucham i zrozumiem. A przynajmniej się postaram. - Chwilę porozciągałem się w ciszy, zastanawiając się, co jeszcze powiedzieć. Prychnąłem i dodałem: - W sumie, wygląda na to, jakbym się do ciebie modlił. Kto wie, może dostałeś awans i popierdalasz sobie teraz ze skrzydłami i mocą zbawienia... - Westchnąłem z uśmiechem. - Chciałbym... Chciałbym cię tylko poprosić o jedną rzecz... Porozmawiaj ze mną przed finałem. Proszę - dokończyłem szeptem.
          Wyrobiłem się idealnie z gadaniem do swoich nóg, bo kiedy wstałem, inni też zaczęli się podnosić. Wszyscy, w wyśmienitych humorach po skopaniu tyłków Bułgarom, ruszyliśmy do szatni. Jeszcze tego nie wiedziałem, ale czekała tam na mnie niemiła niespodzianka.
__________
Takkk, na razie koniec.
Chcę poprosić, jeśli zauważacie jakieś błędy w dniach, to napiszcie, bo ja sama się zaczynam gubić, co gdzie kiedy. XD
Do następnego!

10 komentarzy:

  1. Nienawidzę Cię

    - dobrze wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu mi to robisz

    OdpowiedzUsuń
  3. Sanszajn! Jak możesz tak

    OdpowiedzUsuń
  4. JAK MOŻESZ KOŃCZYĆ ROZDZIAŁ W TAKIM MOMENCIE

    z pozdrowieniami Rafi

    OdpowiedzUsuń
  5. Sunshine, dobrze się bawisz? ;)
    Przerwy między rozdziałami są duże, ale jak najbardziej warto czekać. Mimo, że nie komentowałam, to ciągle czytam to opowiadanie i wytrwam do końca.
    Bardzo ciekawi mnie ta sytuacja z szatni. Co ty tam wykombinowałaś? :) Co tutaj jeszcze napisać? Niepokoi mnie nieobecność Michała. Tyle tutaj tajemnic, tyle dziwnych, nieuzasadnionych zjawisk, sytuacji. Trudno mi określić i przewidzieć jak zakończysz to opowiadanie i jakie ono ma przesłanie? Wielu zdarzeń jeszcze nie rozumiem, ale to sprawia, że to opowiadanie jest niepowtarzalne. Liczę, że już niebawem uzyskam odpowiedzi na wszystkie pytania. ;)
    Tak mnie teraz wzięło na refleksje i myślę o LŚ 2012. Miło, że jeszcze ktoś o tym pisze.
    Pozdrowionka, Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam.... Trafiłam na tego bloga i super opowiadanie tylko szkoda że nie skończone..
    . Może jeszcze skończysz.... Czekam może jednak ;) Pozdrawiamy Lena

    OdpowiedzUsuń
  8. Przypadkiem trafiłam na ten blog. Połknęłam go jak ślinę. I wiem że chcę jeszcze! Uwielbiam tą dwójkę + Krzysia... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Chyba rzeczywiście podziałało to na mnie bo zazwyczaj nie komentuje.. ;o . Zapraszam na http://stworzycwlasnahistorie.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń